poniedziałek, 20 marca 2017

Wciąż tu jesteśmy

We are still here 



























Małżeństwo wprowadza się do domu o mrocznej historii. Oklepane, wtórne? Razem z bohaterami nie będziemy się na pewno nudzić w ich nowym domostwie. Dlaczego? Ponieważ "oni wciąż tu są".

Akcja filmu toczy się na przełomie lat 70 i 80. 
Paul i Anne po śmierci swojego syna chcąc zmienić otoczenie i uciec od tych wydarzeń postanawiają przeprowadzić się do małego miasteczka. Dom do którego się wprowadzają od początku nie wydaje się temu sprzyjać. Co rusz słychać skrzypienie podłóg, głos dobiegający z zakamarków domu. Na domiar złego Anne czuje obecność swojego syna.

Niepokój pogłębia wizyta sąsiadów. Nowopoznany Dave zdradza mroczną historię domu. Dagmarowie, którzy mieszkali długo  przed Sachettimi  prowadzili zakład pogrzebowy i zostali posądzeni o sprzedawanie zwłok i grzebanie pustych trumien. Spotkanie było ostrzeżeniem dla małżeństwa. 

"Dom potrzebuje rodziny", słowa otuchy Dave`a na nic się zdają, bo dziwne zdarzenia nie przestały mieć miejsca, a wątpliwości co do wyboru nowego miejsca zamieszkania zaczęły u naszych bohaterów narastać.
Niedługo po tym Anne zaprasza przyjaciół, May i Jacoba, zajmujących się zjawiskami paranormalnymi.
Mrok domu daje o sobie znać jeszcze bardziej gdy przyjaciele Sachettich próbują pomóc. Od ich przyjazdu film zaczyna nabierać rozpędu i poznajemy coraz gorsze tajemnice domu.















Klimat filmu jest bardzo gęsty od pierwszych ujęć, a dopełnia to bardzo dobrze muzyka, za którą odpowiada Polak, Wojciech Golczewski. Nastrój trzyma widza w niepokoju, napięciu. Mamy cały czas wrażenie, że trafiliśmy do miejsca odciętego od normalnej rzeczywistości.

Pochylmy się nad grą aktorską. Niektórzy mogliby powiedzieć, że była nieudana, bo takie opinie widziałem. Jednak myślę, że gra bez większej ekspresji do jakiej nie są przyzwyczajeni widzowie horroru dała tutaj o sobie znać. Zachowawcze, drętwe dialogi, jak i gra aktorska były w zamierzeniu twórcy. Całość oddawała bardzo specyficzny klimat wydarzeń.

Większość zdjęć miała miejsce w dzień, co może ułatwiło pracę twórcom, jednak zdjęcia są znakomite. Świetnie oddają klimat lat 70.
Jedyne do czego mam zastrzeżenia to pracy kamery w niektórych scenach, jak i zbyt długie ujęcia scenerii pomiędzy scenami. 



















"We are still here" Teda Geoghegana jest jego bardzo udanym debiutem.
Można mówić, że dość zachowawczo, bez fajerwerków, ale myślę, że całość spełniła wizję reżysera i jego zamiłowanie, może tęsknotę do klasycznego kina grozy. Nie uświadczymy tutaj tanich jumpscare`ów. Co do fabuły moglibyśmy się czepiać, że jest zbyt schematyczna, ale tylko przed obejrzeniem filmu. Dostajemy w rezultacie dosyć zawiłą historię.
Dzieło inspirowane kinem lat 70/80 i wykreowane na te lata. Jestem niemal pewien, że po obejrzeniu nikt nie będzie zawiedziony, a będzie raczej czekał na kolejne filmy tego reżysera.


Klimat: 8
Fabuła: 7
Poziom Strachu: 7
Napięcie: 6
Aktorstwo: 8
Muzyka: 8
Fun z oglądania: 8

Ogólna ocena filmu to 52/70- Dobry

czwartek, 12 stycznia 2017

Autopsja

Jane Doe


Jane Doe, mówi wam to coś?  Przed seansem też zupełnie nic mi to nie mówiło.
 Tak nazywane są zwłoki płci żeńskiej w USA, których tożsamości nie można ustalić.
Pod nóż temat ten postanowił wziąć André Øvredal, znany z "Łowcy Trolli". Posługiwać się nożem bądź skalpelem potrafi znakomicie, bo dostaliśmy świetnie skrojony horror.















Do kostnicy Tildenów, trafia niezidentyfikowane ciało młodej kobiety. Dwaj patologowie dostają niełatwe zadanie, bo muszą ustalić przyczynę śmierci jeszcze tego samego dnia. Zatem przez pierwszą część filmu oglądamy sekcje zwłok. Koroner Tilden i jego syn odkrywają co rusz dziwniejsze obrażenia zadane kobiecie i znajdują w jej ciele przedmioty. Nie są w stanie wyjaśnić jednak, jak do tego doszło.
Wraz z przywiezieniem zwłok, zaczynają mieć miejsce wydarzenia, których bohaterowie też nie będą potrafią wytłumaczyć.


Tak właśnie zarysowuje się fabuła. Przez pierwszą część filmu jesteśmy wprowadzani w wątek morderstwa i pracy patologów,  druga część jest paranormalna. Przeskok jednak nie jest nielogiczny i sztuczny, co jest bardzo wielką zasługą dobrze napisanego scenariusza. 
Klimat filmu budowany jest konsekwentnie od początku, sprzyja temu przede wszystkim lokacja. Kostnica nie kojarzy się przyjemnie, a twórcy w pełni wykorzystali potencjał tego miejsca.



Zdjęcia zasługują na wielką pochwałę, bo udało się twórcom stworzyć klimatyczny obraz. Czapki z głów za pracę kamery w niektórych momentach filmu. 
Gra aktorska  jest tu na bardzo wysokim poziomie. Nie mają też miejsca denne dialogi ani nielogiczne decyzje bohaterów.

Do "Jane Doe" nie sposób się przyczepić. To ścisła czołówka horrorów 2016 roku, a można zaryzykować stwierdzenie, że ostatnich kilku lat. 

W polskich kinach premiera jest jutro.Więc jeśli nie macie planów na wieczór to zachęcam do wybrania się na film. 
Nie zawiedziecie się. 

Klimat: 10
Fabuła: 8
Poziom Strachu: 9
Napięcie: 9
Aktorstwo: 9
Muzyka: 8
Fun z oglądania: 10

+1 za znalezienie się w czołówce horrorów  w 2016 roku

Ogólna ocena filmu to 64/70 - Mistrzostwo

Ocena jest mocno subiektywna.

wtorek, 13 grudnia 2016

W ciemności ślepiec jest królem.

Dont`t Breathe

Nierówna walka Dawida z Goliatem, tak kojarzy się zestawienie ślepca z nastolatkami. Trzeba mieć na uwadze jednak, jak biblijna potyczka się zakończyła.

Za interpretacje takiego pojedynku zabrał się tym razem Fede Alvarez. O tym reżyserze można było usłyszeć po genialnym remake`u Martwego Zła, którego jestem ogromnym fanem. Teraz dostajemy w jego wykonaniu mocny thriller.

Historia wydaje się dość prosta. Trójka nastolatków, która zajmują się okradaniem domów, obiera sobie potencjalnie łatwy cel, dom ślepca w opuszczonej części Detroit. Nie lekceważą jednak tego faktu i zabierają się za włamanie, jak każde inne.


Sytuacja zmienia się, gdy ślepiec orientuje się, że  w domu są intruzi. Wszystko wywraca się o 180 stopni i to włamywacze stają się zwierzyną, a ślepiec kłusownikiem. Cytując słowa z traileru filmu "W świecie pogrążonym w ciemności niewidomy jest królem". I tak też się staje, to niewidomy zapewnia nam ciarki na plecach gdy przechodzi tuż obok włamywaczy.

"Nie oddychaj" niewiarygodnie trzyma w napięciu. Strach przed niewłaściwym krokiem towarzyszy odkąd akcja filmu zaczyna się rozwijać. Włamanie się do domu nie było proste, a ucieczka z niego jest jeszcze trudniejsza dla młodych złodziei. Z prostego z pozoru włamu rodzi się walka o życie.
 

Bardzo dobre zdjęcia, szczególnie opuszczonej części miasta. Stworzenie pola bitwy ze zwyczajnego domu i dopracowany prawie do perfekcji scenariusz.  
Niepowtarzalne napięcie, jakie towarzyszy w całym filmie. Tak można podsumować film Fede Alvareza. Reżysera,  który w swoim dorobku filmowym nie ma jeszcze na koncie zbyt wielu produkcji.

Mankamentem w filmu są jedynie niektóre nielogiczne sceny, które potrafią zirytować. Mamy tu przewagę plusów nad minusami filmu, a dokładniej nad jednym minusem. Film warto zobaczyć. Powtórzę się kolejny raz, dla samego napięcia w jakim trzyma. 


Klimat: 7
Fabuła: 5
Poziom Strachu: 5
Napięcie: 9
Aktorstwo: 8
Muzyka: 6
Fun z oglądania: 7

Ogólna ocena filmu to 47/70 - Dobry 

czwartek, 8 grudnia 2016

O zombie, inaczej niż zwykle.



The Battery


Podróż dwóch byłych baseballistów przez Stany Zjednoczone. Brzmi dość zwyczajnie, ale dodajmy do tego apokalipsę zombie i mamy "The Battery" . "Bateria", bo tak brzmi w polskim tłumaczeniu jest mało zachęcającym tytułem, ale nie warto dać się zwieść.
  
Reżyseria, scenariusz, zagranie jednej z głównych ról – tego właśnie podjął się Jeremy Gardner. Wyszło to wszystko z bardzo dobrym skutkiem, bo dostaliśmy dobrze skrojony obraz o "baterii" bo tak mogę nazwać dwóch głównych bohaterów: Bena i Mickey`a.
 
Skąd "bateria"? Myślę, że przez odmienność tej dwójki, są jak dwa odległe bieguny. Sam Ben w jednej ze scen nazwał ich drużyną, "baterią".   Każdy z naszych bohaterów inaczej przyjmuje rzeczywistość, jaka ich zastała. Ben dostosowuje się i woli koczowniczy tryb życia, za to Mickey tęskni za normalnym życiem....


Pewnego dnia przypadkowo Mickey wyłapuje na jednej z częstotliwości krótkofalówki rozmowę niejakiej Annie z "Sadem", jej bazą. Zdesperowany Mickey, który nie miał styczności z cywilizacją od długiego czasu reaguje bardzo emocjonalnie. Mówi im o sytuacji w jakiej jest ze swoim przyjacielem i chce dołączyć do nich. Zostaje jednak szybko spławiony. Mickey nie daje za wygraną i jego celem staje się, znalezienie obozowiska Annie i jej towarzyszy. Ben nie uważa tego za dobry pomysł. Po tym akcja nabiera wyrazu, ale więcej nie zdradzę.


Przeprawę bocznymi drogami, przez Amerykę pełną zombie 
w reżyserii Jeremy`ego Gardnera nie przypisałbym w pełni do horroru, a do filmu psychologicznego. Chociaż mamy kilka scen w których chwilowo napięcie wzrasta to jednak cała fabuła skupiona jest na czymś innym. Oryginalności i pomysłu nie brakowało w całej koncepcji twórcy tego obrazu. Przez cały film możemy dostrzec motyw baterii: baterie w walkie-talkie, baterie w odtwarzaczu muzyki i w moim odczuciu w bohaterach. Godnym pochwały jest motyw, dzięki któremu przez cały film towarzyszy nam świetna muzyka, która dochodzi z słuchawek odtwarzacza z którym Mickey się nie rozstaje.


Bardzo dobre zdjęcia nie mogą tutaj przejść bez echa, ponieważ zobaczymy tu w świetny sposób oddane piękno krajobrazów jak i pustke lokacji w których znajdą się bohaterowie. Bardzo dobrze został oddany postapokalpityczny klimat, czuję się tu wyobcowanie Bena I Mickey`a podczas ich podróży. Mogą niecierpliwców denerwować zbyt długie ujęcia, bądź bardziej ciągnące się sceny. W zamian zrekompensują to na pewno dialogi i warsztat aktorski na wysokim poziomie.


"The Battery" bardzo przypadł mi do gustu. Ujęło mnie to, że film należy do tych niskobudżetowych, a twórcy potrafili z niego wykrzesać aż tyle i zrobić tak ambitny projekt. Jest to film, spoza kinowego mainstreamu, dlatego nie jest tak dobrze znany, a szkoda. Nie jest to typowy film o zombie, jest to film ambitniejszy od typowego slashera. Zombie stanowią momentami tylko tło. Mimo, że nie jest do horror „pełną gębą” to polecam go z czystym sumieniem amatorom filmów o zombie, bo może to być ciekawe i nowe doświadczenie.



Klimat: 9
Fabuła: 7
Poziom Strachu: 3
Napięcie: 5
Aktorstwo: 9
Muzyka: 8
Fun z oglądania: 8

Ogólna ocena filmu to 49/70 - Dobry